Rynek w Pruchniku ma swoją wyjątkową historię. Zachowały się tu dawne drewniane domy, te najstarsze wybudowano w XVIII wieku. Kiedyś to miejsce słynęło z jarmarków, zwanych pruchnickie sochaczki.
Dziś pruchnicki rynek za sprawą XV Jarmarku Sztuki Ludowej zamienił się w wehikuł czasu. Można było zobaczyć na przykład oryginalne gliniane naczynia czy ręcznie wycinane i malowane zabawki. Pan Jan takie cuda tworzy na przerobionej maszynie do szycia.
Jarmark Sztuki Ludowej to jednak przede wszystkim przypomnienie o zawodach, o których dziś mało kto pamięta. W rodzinie Pawła Sordyla kowalstwo to tradycja, którą on starannie pielęgnuje.
- Dzieci są zaciekawione, bo wiadomo, kawałek pręta
każdy zna na co dzień, a że jest czerwony i można go
wygiąć według własnego widzimisię to nie każdy wie. Widzą wiadomo bramy nie bramy, ale jakoś to jest
zrobione, nie wszystko jest z fabryki.
Z fabryki nie pochodzą na pewno też drewniane sztućce i naczynia robione tradycyjną metodą przez Krzysztofa Rodaka. Oprócz niego w całej Polsce jest tylko kilku łyżkarzy.
- To jest trudny zawód, wbrew temu co się komuś wydaje
bo to trzeba włożyć siłę fizyczną, trzeba też umieć
posługiwać się narzędziami odpowiednimi.
Na jarmarku nie zabrakło także jedzenia tradycyjnych wypieków, gomółek serowych i pitnego miodu. Na bieżąco dla wszystkich chętnych gotowała przybyła prosto z XVII wieku drużyna wojów Czarny Odyniec. I choć pogoda nie dopisała, rynek w Pruchniku ożył, pełen miłośników tradycji mających sentyment do tego, co prosto z serca, a nie ze sklepowej półki.